Monografie - 2007
Zbigniew Paweł Zagórski
PRZEDMOWA DO DRUGIEGO WYDANIA
Przewidywania rozwoju sterylizacji radiacyjnej i technik radiacyjnych w ostatniej ćwiartce XX wieku, oczekiwane w czasie pisania pierwszego wydania książki spełniły się. W pewnym sensie nawet z naddatkiem, mianowicie z nieoczekiwanym pojawieniem się nowej generacji akceleratorów elektronów dużej mocy w postaci Rhodotronu. Nastąpił też ogromny postęp chemii radiacyjnej materiałów sterylizowanych radiacyjnie, głównie polimerów. Daleko jeszcze chemii radiacyjnej polimerów do poziomu poznania chemii radiacyjnej roztworów wodnych. Jak powiedziano w poprzedniej przedmowie, podręcznik sterylizacji radiacyjnej służy też poznaniu podstaw chemii radiacyjnej w ogóle i miałem sygnały po pierwszym wydaniu, że istotnie był nawet materiałem dla wykładów. Tym razem, mam nadzieję że zaspokoi przynajmniej pierwsze potrzeby również poszukujących informacji o chemii radiacyjnej.
Potrzeba rzetelnej informacji stale istnieje, bo z żalem trzeba stwierdzić, że w minionym dwudziestoleciu ukazało się szereg pozycji źle recenzowanych, jeżeli w ogóle, tak w języku polskim, jak i angielskim. Czytane są, bo znajdujemy ich ślady w cytatach w polskich artykułach, np. książka o chemii radiacyjnej polimerów, tłumaczona z rosyjskiego na angielski, wydana przez bliżej nieznanego wydawcę holenderskiego, w której znajdujemy m.in. informację, że polipropylen należy do polimerów radiacyjnie sieciowalnych (Ivanov, 1992)!
Źródłem dezinformacji są też czasopisma reklamowe, udające naukowe, oraz Internet, z którego należy korzystać gdy służy dostępowi do czasopism z listy filadelfijskiej, a nie gdy przekazuje wiedzę gazetową, nawet produkowaną przez tzw. dziennikarzy naukowych, których nikt nie recenzuje.
Ujemnym czynnikiem, który szkodzi sprawie sterylizacji radiacyjnej jest płytkość komputerowych baz danych, które rzadko sięgają głębiej niż dziesięć lat. Nawet światowe biblioteki elektroniczne rzadko skanują starsze roczniki, choć trzeba przyznać, że sięgają coraz głębiej. Zbyt długie odkładanie drugiego wydania mojej książki też zaznaczyło się niekorzystnie na niektórych pracach krajowych, które w ogóle nie powinny być wykonane, gdyby wzięto pod uwagę dostępne w mojej książce dobrze udokumentowane piśmiennictwem informacje.
W przeciwieństwie do pierwszego wydania zredukowałem znacznie liczbę cytowań przyjmując styl podręcznika akademickiego w tym względzie. Jakkolwiek modne jest obecnie cytowanie tylko najświeższej literatury, adekwatne do jakże płytkich baz danych, nie można pomijać wielu prac starszych, ponieważ grozi powtarzaniem tego co dawno zostało zrobione i opublikowane. Nawet najlepsze biblioteki elektroniczne zagranicznych uczelni i instytutów rzadko dysponują pełnymi tekstami najważniejszych dla naszej dziedziny artykułów starszych niż 10 lat. Przyjąłem za zasadę cytowanie przynajmniej raz twórców chemii radiacyjnej, szczególnie krajowych, z których dzieła korzystamy. Jeżeli tego nie zrobimy to będziemy obrażali ich pamięć, a z praktycznego punktu widzenia będziemy skazani na robienie powtórnych odkryć i tworzenie „nowych” wynalazków. Robił to co prawda Faraday w stosunku do własnych dzieł, ale przyczyną była prawdopodobnie choroba Alzheimera. Z pewnymi oporami cytuję też, ze zbytnim nadmiarem prace własne i moich współpracowników, ale wydaje mi się, że się to im należy, zwłaszcza że w pewnej liczbie należą już do zmarłych. Zresztą pozwoliłem sobie traktować tę książkę jako autorską.
Jakkolwiek główny układ książki pozostał ten sam, rozbudowane zostały pewne rozdziały. Ponieważ pierwsze są tzw. niezbędnikiem dla zajmującego się sterylizacją radiacyjną, obróbką radiacyjną i chemią radiacyjną, w miejscach pogłębionych nieuchronnie nastąpiły powtórzenia, za które przepraszam. Doszły zupełnie nowe podrozdziały, jak traktujące o aspektach ekologicznych; z obserwacji wynika, że to naczelne hasło jest często stosowane bezkrytycznie i może dojść do tego, że w skutek dużych kosztów energetycznych obróbki radiacyjnej zastosowana technologia będzie przynosiła więcej szkody niż pożytku. Niedobry dobór obiektu sterylizacji może też doprowadzić do niechlujnej produkcji, zakładającej na końcu linii produkcyjnej generalne rozgrzeszenie z błędów higienicznych.
Niespodziewanym nowym przedmiotem obszaru sterylizacji radiacyjnej jest zachodzący samorzutnie w przestrzeni kosmicznej proces sterylizacji, mianowicie wszelkich form życia. Pozwoliło to polemizować ze zwolennikami tzw. panspermii, czyli hipotezy transportu podstawowych form życia na Ziemię. Była, a niestety nadal jest głoszona przez nieświadomych istnienia tła radiacyjnego poza Ziemią, która jest przed nim w dużej mierze chroniona atmosferą równoważną trzem metrom betonu.
Książka jest nadal, tak jak pierwsze wydanie interdyscyplinarna, ale u podstaw opisanych zjawisk jest chemia. Jeżeli przyjmiemy w systematyce nauk, że chemia zajmuje się zjawiskami na zewnętrznych powłokach elektronowych, to już jonizacja, czyli oderwanie elektronu jest zjawiskiem chemicznym. Chemia radiacyjna właśnie obchodzi pięćdziesięciolecie ogromnego skoku. Dalszy rozwój może nie będzie tak gwałtowny jak wtedy, ale widząc ogromne jeszcze białe pola, można przewidywać, że będzie znaczący i zapładniający coraz bardziej biologię i medycynę. Oczekiwać można ogromnego postępu w chemii radiacyjnej polimerów. Wskazują na to wszelkie bilanse analizujące postęp i ostrożnie sugerujące co nastąpi, jak to zrobił na przykład Zimbrick w roku 2002, rozpatrując chemię radiacyjną jako element badań radiacyjnych (ang. radiation research). Mam podstawy do przykładania dużej wagi do publikacji zajmujących się przewidywaniem rozwoju, jeżeli dotyczą nauk twardych, jak je klasyfikują Amerykanie, a do nich należy chemia. Jeżeli chodzi o chemię radiacyjną to zajmowanie się przewidywaniami jest usprawiedliwione przyjrzeniu się przewidywaniom, jakie snuł Milton Burton (1946), już rok po zakończeniu pierwszego etapu prac rozpoczynających nową epokę. Poza jedną dziedziną przewidział trafnie sukcesy wynikające z produkcji źródeł promieniowania jonizującego, równoważnych tonom radu. Nie wiedział jeszcze wówczas, że setki razy tyle i więcej dadzą elektryczne źródła promieniowania.
Tak ogólne, jak i szczegółowe opracowanie ogromnego materiału wymagało pomocy wielu Koleżanek i Kolegów. Nie wymieniając ich w tym miejscu, za podziękowanie proszę przyjąć cytowanie w piśmiennictwie ich publikacji – z braku miejsca czasem tylko jednej, ale wskazującej na wiele z nich. Szczególne podziękowania należą się mgr. inż. Wojciechowi Głuszewskiemu za istotną pomoc, zwłaszcza w końcowej części produkcji tej książki.
Dziękuję również Państwowej Agencji Atomistyki, dr. Stanisławowi Latkowi, Dyrektorowi Departamentu Informacji Społecznej, za wsparcie mnie w przygotowaniu nowej edycji oraz sfinansowanie większości kosztów wydania książki przez Instytut Chemii i Techniki Jądrowej w Warszawie. Wyjaśniam, że nie było moją intencją rozprowadzanie książki poza obrotem księgarskim, lub choćby para-księgarskim, jak np. biuro Polskiego Towarzystwa Chemicznego (PTChem), i to jako druku bezpłatnego, ale musiałem dostosować się do życzenia Wydawcy. Bezpłatna książka naukowa jest pewnym eksperymentem, jak stwierdził mój konsultant edytorski, być może słusznym, skoro i tak wydawnictwa małonakładowe są finansowane w znikomej tylko części przez kupującego. W historii książki stosowano różne rozwiązania; obok regularnych wydawców, z jakich korzystał mój Dziadek wymieniony w dedykacji, drugi mój Dziadek, Józef Zagórski wydał „Nakładem autora” w królewskim wolnym mieście Przemyślu, w roku 1901 „Czcionkami J. Styfiego” książkę „Podręcznik dla Straży Pożarnej”, z 60 rycinami w tekście, która cieszyła się ogromnym powodzeniem i była dodrukowywana. Dziadek musiał uciec się do inicjatywy własnej, ponieważ Monarchia Austro-Węgierska mimo bardziej liberalnego stosunku do Polaków niż pozostali zaborcy, wymagała wydawania książek technicznych po niemiecku. Musiał pójść jako osoba urzędowa (naczelnik Straży Pożarnej) na małe ustępstwo: Jego nazwisko zostało zapisane na okładce Zagorski, mimo że drukarz miał czcionkę ó, której użył w Józefie!
Z.P. Zagórski